fbpx
Para w łóżku Pocztówka 1920-1940 Polona
Artykuły,  Język,  Kultura,  Literatura,  Z życia wzięte

Polski język intymny

W myśleniu o polskim języku erotycznym/intymnym/miłosnym, jakkolwiek go nazwać, panuje przekonanie, że polszczyzna jest uboga w słownictwo z tego zakresu. W tzw. dirty talk (po polsku byłaby to chyba „sprośna gadka”) jesteśmy zdani na wulgaryzmy, pojęcia medyczne lub infantylne określenia. Słychać zachwyty nad językiem francuskim czy włoskim, które operują wieloma pięknymi zwrotami erotycznymi. Jak to zwykle bywa, wszystko to prawda i nieprawda jednocześnie, albo, jak mówią niektórzy, „to zależy”.

Podczas czytania można sobie zrobić nastrój tym utworem. AMJ śpiewa Grochowiaka.

Słownictwo erotyczne w polszczyźnie – trochę historii

Zarówno językoznawcy, jak i literaturoznawcy zauważają, że w naszej kulturze u jej początków nie powstała rycerska poezja miłosna. (Prof. Bralczyk mówi, że dotyczy to słowiańszczyzny w ogóle). W średniowieczu był to bardzo popularny gatunek we Francji czy we Włoszech, a tworzono ją nie tylko po łacinie, ale i w językach narodowych. Nie to, żebyśmy nie mieli w tym czasie żadnych erotyków. Najstarszym znanym tego typu utworem jest Cantilena Inhonesta (Piosenka nieprzystojna) zapisana ok. 1416 roku. Był to erotyk żakowski, a zapisał go franciszkanin Mikołaj z Koźla. Trudny to język, ale niech tam. Najwyżej nikt nie przeczyta do końca.

Chcy ja na pannu żałować,
Nie chciałat’ mi trochy dać
Memu koni owsa.

Mniszli ty, panno, bych był mał?
U mniet’ wisi jako *skal
Nożyk przy biedrzycy.

Rozżży, panno, świecyczku,
Przysuczywa dratwiczku,
Jako pirwe było.

Na pisane pierzynie
Damy sobie do wole
Piwa i miedu.

Rozżży, panno, kahaniec,
Ohledawa hned wianiec,
Jeszczeli je cał.

A ktorak może cał byci,
Dałaś z tym ji starhaci,
Kto pirwe przybiehł.

Mniszli, panno, bych był ślep?
Uderzym ja kijem w kierz,
Wyżenu zajece.

Cytat z portalu staropolska.pl. Tam również znajdują się odnośniki do tekstu oryginalnego i odczytanego.

Przekaz mimo wszystko jest jasny. Niemniej utwór ten do wyrafinowanej poezji nie należy. Oczywiście na dworach czytano poezję z zachodu, w której tematów erotycznych nie unikano.

Na co warto zwrócić uwagę, to na słownictwo. Nie ma tu fizjologicznych określeń, a porównania czy symbole. Język intymny, erotyczny, charakteryzuje się właśnie takim podejściem. Nawet w osławionym języku miłości, jakim jest francuski. O tym będzie za chwilę.

Karta z Codex Manesse
Codex Manesse, XIV w. (PD)

Wkrótce i w języku polskim coraz częściej powstawały utwory nie będące bynajmniej niewinnymi wyznaniami miłości. Pisali je Jan Kochanowski, Jan Andrzej Morsztyn, Adam Naruszewicz, Stanisław Trembecki. Polskie słownictwo erotyczne rozwijało się m.in. dzięki tym poetom.

Aż tu nagle nastał koniec XVIII wieku, a wraz z nim zabory. Polska przestała istnieć jako państwo, język polski zaborcy starali się wyrugować z przestrzeni publicznej, a on nadal trwał w literaturze i w… kościele.  Zwracają na to uwagę Jerzy Bralczyk i Lucyna Kiryło w książce-wywiadzie Pokochawszy. O miłości w języku (Warszawa 2018). Przez 150 lat braku niepodległości, przymusowej rusyfikacji i germanizacji, nawet w zaborze austriackim, kojarzonym z największą wolnością, ostoją języka polskiego był na naszych ziemiach Kościół Katolicki. Czy to się komuś podoba, czy nie, tak po prostu było. W drukowanym słowie polskim dominowały tematy ojczyźniane, patriotyczne, religijne, a później społeczne. Na erotykę w wydaniu francuskim zabrakło już miejsca i czasu.

Zwraca na to uwagę również Jerzy Sosnowski w jednym z wywiadów. Mówi on tam, że francuski język erotyczny, nad którym Francuzi pracowali przez ponad 100 lat, dużo zawdzięcza libertynizmowi. W Polsce zabrakło czasu wolności na to, by ów ruch zyskał taki wpływ na słownictwo.

Warto również wiedzieć, że libertynizm upowszechnił to, co dotychczas było skrywane przed maluczkimi. Nagość, akt seksualny były obecne w sztuce od zawsze. Ale przez długi czas ten rodzaj sztuki był dostępny tylko uprzywilejowanym – mężczyznom z wyższych sfer. Uważano bowiem, że ich to nie zdeprawuje i będą w stanie skupić się na artyzmie, a nie na fizjologii. Na przykład dostęp do Kaplicy Sykstyńskiej, której wystrój nieco dziwi w kontekście jej religijnego znaczenia, mieli przez wieki nieliczni. Podobnie działo się z tekstami literackimi, od antycznych poczynając.

Kiedy na przełomie XIX i XX wieku twórcy zrywali z wszelkimi zasadami, co można, a czego nie w sztuce (co spotykało się wówczas z niekoniecznie ciepłym odbiorem), pojawiły się takie perełki jak Lubię, kiedy kobieta Kazimierza Przerwy-Tetmajera – chyba najbardziej znany wiersz erotyczny, w dodatku bywało, że omawiany w szkole średniej. Innym autorem znanym ze swoich erotyków jest Bolesław Leśmian. Tu na przykład mamy Gdy domdlewasz na łożu.

Teksty poetyckie, choć bardzo sugestywne, nie są wulgarne swoją dosłownością. Nie są fizjologiczne, a chyba to najbardziej mierzi wielbicieli francuskiej wersji języka intymnego.

Polacy w swoich alkowach nie używali jednak poezji, a prędzej wulgaryzmów lub zaimków nieokreślonych: te, ten, tam, to. Słownictwo poetyckie nie skonwencjalizowało się, bo zabrakło czasu spokoju, kiedy literatura nie była nieustannie zaprzęgana do “wyższych celów” patriotycznych.

Nie pomógł też czas po II wojnie światowej, bo komunizm był wyjątkowo pruderyjny i „czysty moralnie”. No a kiedy po 1989 roku również granice dla literatury zachodniej zostały otwarte, Polacy, a zwłaszcza Polki, nie zaczytywali się w libertyńskiej poezji francuskiej, a w amerykańskich Harlequinach, a to też miało wpływ na język erotyki.

FRANCUSKI JĘZYK INTYMNY

Dlaczego język francuski ma „to coś”, a język polski nie? Zwróćcie uwagę, że te piękne francuskie wyrażenia dotyczące seksu są tak naprawdę skonwencjonalizowanymi metaforami. Ktoś je kiedyś stworzył (nie jestem romanistą, więc w tym momencie nie wiem, kto, być może autor jest znany), a potem weszły do powszechnego użycia i w końcu zakonserwowały swoje znaczenie. O zwrotach tych pisze autorka bloga Francuski przez Skype:

FAIRE DES GALIPETTES (AVEC QUELQU’UN): dosł. robić fikołki (z kimś); urocze, n’est-ce pas. Znalazłam w internetach wyrażenie robić fiku-miku, myślę, że idealnie tutaj pasuje.
FAIRE CRAC-CRAC (AVEC QUELQU’UN) [wym. krak-krak]: dosł. robić trzask-trzask; jest to oczywiście aluzja do trzeszczącego łóżka; forma tego wyrażenia przywodzi mi na myśl wyrażenie robić bara-bara.
FAIRE UNE PARTIE DE JAMBES EN L’AIR (AVEC QUELQU’UN): dosł. zrobić partyjkę nóg w powietrzu; jest to oczywiście aluzja do pozycji, jaką przybierają kochankowie w trakcie miłosnych uniesień.
S’ENVOYER EN L’AIR (AVEC QUELQU’UN): dosł. wysłać się w powietrze; przetłumaczyłabym je jako bzykać się, ale może ktoś z Was ma lepszą propozycję?; etymologicznie wyrażenie kryje w sobie informację, że seks był naprawdę udany, że byliśmy w siódmym niebie (etre/monter au septieme ciel).
Powyższych potocznych wyrażeń możecie używać nawet przy babci. Wyrażenia, które znajdują się poniżej uważane są natomiast za wulgarne i należy używać ich WYŁĄCZNIE w wybranym towarzystwie!
SAUTER QUELQU’UN: dosł. przeskoczyć kogoś, czyli przelecieć kogoś; przy okazji dorzucę wyrażenie LUI SAUTER DESSUS (dosł. wskoczyć na kogoś), czyli przystawiać się do kogoś, rzucić się na kogoś z miłosnymi zamiarami.
TIRER UN / SON COUP: dosł. wystrzelić z broni palnej, czyli przelecieć, zaliczyć; wyrażenie odnosi się wyłącznie do panów (zapewne domyślacie się dlaczego), ale podobno feministki też dają sobie prawo do używania g; do kompletu dorzucam ETRE UN BON COUP, czy być dobrym w łóżku, być dobrym kochankiem / dobrą kochanką.  

Jak widać, w języku francuskim znalazły się miejsce i czas na to, by umetaforycznić wyrażenia erotyczne. Jednocześnie w tymże samym języku francuskim sporo jest literatury z dość wulgarnymi opisami. Wystarczy poczytać Houellebecqa. On nie posługuje się słownictwem libertyńskim – wali prosto z mostu, przekraczając pewną granicę między tym, co erotyczne, a więc mające swoje miejsce w literaturze wysokiej, a pornograficzne – kojarzone zazwyczaj z literaturą niską.

W tym kontekście, na ciekawą rzecz zwraca uwagę prof. Jerzy Bralczyk, nawiązując do utyskiwań Tadeusza Boya Żeleńskiego nad polskim językiem erotycznym, a raczej nad jego brakiem.

(…) zwulgaryzowane gadanie o tym wszystkim naprawdę odbiera ochotę. To tak jakby bezustannie opowiadać, jak bardzo się kogoś kocha. Była na to moda we Francji czy Włoszech w baroku albo w Niemczech we wczesnym romantyzmie. My nie mieliśmy takiej wielkiej potrzeby ujawniania swoich uczuć, czy to miłości rycerskiej, czy to innej. (…) Boy tę naszą postawę względem seksu potępia. Zachwyca się tym, że jakiś kraj wydał „Żywoty pań swawolnych” Brantôme’a, które składają się z opisów dla mnie często obrzydliwych. Uważa, że lubowanie się w tym może potęgować radość życia.

Pokochawszy, s. 84-85.

Może być też tak, że my jako Polacy nie wykształciliśmy tak bogatego oficjalnego literackiego słownictwa erotycznego, bo po prostu nie leży to w naszej naturze. Nie traktuję tego jako zarzutu, tylko stwierdzenie ewentualnego faktu. Bo, uwaga, słownictwo erotyczne w języku polskim istnieje jak najbardziej i wcale nie jest ubogie. Jego nieużywanie w przestrzeni publicznej może zaś wynikać z czego innego.

Pages: 1 2 3 4

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *