fbpx
Para w łóżku Pocztówka 1920-1940 Polona
Artykuły,  Język,  Kultura,  Literatura,  Z życia wzięte

Polski język intymny

Sytuacja intymna w języku, czyli literatura na pomoc (lub nie)

Pisarz ma tę przewagę w tworzeniu języka erotycznego, że nie ograniczają go potrzeby drugiej osoby. Nie mówi do swojego partnera, więc może puścić wodze fantazji. Z tym jednak różnie bywa. Literatura to oczywiście nieco inna bajka niż rzeczywisty język alkowy, ale pokazuje, jak język ogólnie radzi sobie z sytuacją intymną, czego szuka, jaki świat tworzy. W zestawie tym (który wcale nie przedstawia wszystkich możliwych stylów) znalazły się książki pisane po polsku i tłumaczone na polski. Nie ma to jednak znaczenia w tym sensie, że interesował mnie właśnie język polski i jego słownictwo. Choć wpływ na użyte zwroty miał oczywiście język oryginalny autora (angielski, hiszpański, łacina). Kolejność nie ma znaczenia. W nawiasach, na końcu adresu bibliograficznego podałam rok pierwszego wydania.

Gabriel García Márquez, Miłość w czasach zarazy, tłum. Carlos Marrodán Casas, Warszawa 2007 (1985).

To jedna z moich ulubionych książek w ogóle. Wyjątkowo sensualna i pełna odniesień do erotyki. Choć, co stwierdziłam z lekkim zdumieniem, kiedy szukałam cytatów, autor wcale nie tak często opisywał konkretnie sceny seksu.

Olimpia Zueta kochała się radośnie, z wdziękiem trzepoczącej gołębiarki, a potem lubiła godzinami leżeć nago w powolnym, spokojnym odpoczynku, w którym dla niej było tyleż miłości co w samej miłości.

s. 270

Kładła się pod nim i brała go całego dla siebie całej, zamknięta w sobie samej, drążąc po omacku swój całkowity, wewnętrzny mrok, posuwając się to w jedną, to w drugą stronę, cofając się, poprawiając swój niewidoczny kurs, próbując innej, intensywniejszej drogi, innej wędrówki, by nie zatonąć w mokradłach wypływającego z jej brzucha śluzu, pytając siebie i odpowiadając samej sobie bzyczeniem gza w swym rodzinnym żargonie, gdzie jest to coś w ciemnościach, co tylko ona zna i czego pragnie wyłącznie dla siebie, póki, nie czekając na nikogo, nie uległa całkowicie, spadając w swoją przepaść  w radosnej eksplozji ostatecznego zwycięstwa, które przyprawiało świat o drżenie.

s. 221

Ale nie dał jej opleść swych palców, lecz chwycił ją za przegub i poprowadził jej dłoń wzdłuż swego ciała, z niewidzialną, ale świadomą swego celu siłą, póki nie poczuła ognistego podmuchu nagiego, pozbawionego cielesnego kształtu, ale spragnionego i stającego dęba zwierzęcia.

s. 196

Nakłonił ją, by pozwoliła podglądać się, kiedy się kochali, zachęcił do zmiany konwencjonalnej pozycji na misjonarza na pozycję roweru wodnego lub kurczaka na ruszcie czy poćwiartowanego anioła, doprowadzając raz niemal do postradanie przez oboje życia, kiedy pękły sznury w czasie prób wymyślania czegoś nowego w hamaku.

s. 188

Márquez jest dosadny, ale nie dokładny. Zmysłowy, ale nie dosłowny. Pełno tu wyjątkowych porównań, wcale nie szczególnie delikatnych. Dużo tu potu, śluzu, zapachu, obwisłości. Czyli zjawisk, które mogą wzbudzać wstręt. A jednocześnie napisane jest to z takim smakiem, że nie obrzydza. Mało tu zwrotów, które można by samemu wykorzystać. Mimo wszystko to jedna z najbardziej udanych literackich odsłon erotycznych.

Anna Szczypczyńska, Dzisiaj śpisz ze mną, Poznań 2018.

Po książkę sięgnęłam kiedyś, bo czytam blog pannaannabiega.pl i byłam ciekawa, jak autorka poradziła sobie właśnie ze scenami erotycznymi.

Zerwała z niego sweter i koszulkę. Bez nich wyglądał jeszcze lepiej. Kiedy spojrzała na jego silne, pięknie zarysowane ramiona, przypomniała sobie, że kiedyś opowiadał jej o swoich treningach (…). Znalazł go! Ten malutki, niby niepozorny różowy punkt, który wystarczy odpowiednio dotknąć, by przejąć kontrolę nad światem, a przynajmniej nad kobiecym ciałem. (…) Z sekundy na sekundę coraz trudniej jej było zapanować nad własnym ciałem. Próbowała to ukryć, ale zdradzał ją cięższy oddech i nagłe odruchy, nad którymi nie panowała. (…) Czuł, jak przez jej ciało przepływają dziesiątki, może setki małych skurczów. Westchnęła głośno kilka razy, po czym wtuliła się w niego jeszcze mocniej, jakby szukała ratunku. W tym uścisku zastygła na minutę, może nawet na dwie, a potem wzięła głęboki oddech i opadła na podłogę.

s. 215-217

Za pierwszym razem kochali się krótko, ale mocno. Kilka razy go ukąsiła, a na koniec wbiła się paznokciami w jego skórę. Dzielnie to wytrzymał. Westchnął tylko cicho i zacisnął zęby, jakby chciał, by zrobiła z nim wszystko, co jej się podoba.

s. 279

Przy każdym mocniejszym ruchu stara, drewniana klepka zawodziła jak podchmielony pieśniarz. (…) Najpierw poczułam go na udach, później przez chwilę błąkał się przy moich pośladkach, aż w końcu trafił tam, gdzie na niego najbardziej czekałam. (…) Rozkręcił się, jego ruchy nabierały tempa i mocy. W pewnym momencie poczułam na prawym pośladku porządnego klapsa.

s. 296

Tu już mamy większą dosłowność okraszoną metaforami, bardziej lub mnie udanymi. Słownictwo dotyczące organów jest neutralne. A przynajmniej dla mnie takimi są słowa: penis, łechtaczka, piersi, pośladki. Wszystko zaś, co konkretne, dzieje się przez inne słowa: czuć, trafić, wejść, znaleźć się, ruchy, ciężki oddech itp. Tu już nie ma zastanawiania się, jaką pozycję przyjęli bohaterowie, co oznacza dane porównanie. Wyobraźnia pracuje, ale jakby na gotowcu, dokładnie odgrywając sceny zapisane w książce. Na całe szczęście nie ma tu jednak nieznośnej seksualnej maniery wielu powieści erotycznych. Nie brakuje ich zaś w kolejnej książce.

W języku erotycznym tej książki nie ma opisów budzących wstręt, takich typowo fizjologicznych. Jest konkret podlany metaforą.

E.L. James, Pięćdziesiąt twarzy Greya, tłum. Monika Wiśniewska, Katowice 2012 (2011).

Pisząc o języku erotycznym, nie mogłam nie sięgnąć po najsłynniejszą powieść erotyczną ostatnich lat. Przyznaję, że przeczytałam po łebkach, bo lektura szła mi opornie.

Znowu jęczę w jego usta, Ledwie powstrzymuję rozpustne odczucia, a może to hormony szaleją w moim ciele. Tak bardzo go pragnę. Chwytam go za ramię i czuję twardy biceps. Niepewnie podnoszę ręce do jego twarzy i wsuwam palce we włosy. O święty Barnabo. Są takie miękkie i niesforne. Pociągam za nie lekko, a on jęczy. (…) Nie spuszcza  wzroku z moich oczu, jego ręce podążają w kierunku talii, muskając skórę, a potem przesuwają się do tyłu. (…) Pochyla się, przesuwając nosem po wzgórku między moimi udami. Czuję go. Tam.

s. 140

– Jesteś tak cudownie wilgotna. Boże, pragnę cię. – Wsuwa we mnie palec, a ja wydaję okrzyk, gdy robi to ponownie, raz za razem. Wchodzi we mnie palcem coraz mocniej i mocniej. Jęczę z rozkoszy.
Nagle siada wyprostowany, ściąga moje majtki i rzuca na podłogę. Gdy zdejmuje bokserki, jego erekcja wyskakuje na wolność. Rany Julek… (…) Klęczy, zakładając prezerwatywę na pokaźnych rozmiarów męskość. (…)
Podnieś kolana – każe mi łagodnie, a ja od razu spełniam polecenie. – Teraz będę cię pieprzył, panno Steele – mruczy, ustawiając czubek penisa u wrót mojej kobiecości. – Ostro – dodaje i wchodzi we mnie z impetem.

s. 143-144

Jęczę, gdy mnie rozwiera, wypełnia i bezwiednie otwieram usta zaskoczona tym słodkim, cudownym, przejmującym i przepełniającym uczuciem. Och… proszę.
– Tak, kochanie, poczuj mnie całego – jęczy i na chwilę zamyka oczy.
I jest we mnie, zanurzony do końca, i trzyma mnie na miejscu przez sekundy… minuty… nie mam pojęcia, wpatrując się uważnie w moje oczy.

s. 320

Jeśli chodzi o słownictwo, to dużo tu łechtaczek, członków, kobiecości, męskości, pośladków, ud, piersi, brzucha, warg i szyi. Grey to taki bardziej wyuzdany Harleqin. Bez niedopowiedzeń, metafor (no dobrze, czasem są, widocznie bez nich się nie da mówić o seksie). Sytuacja wyłożona kawa na ławę słownictwem takim, jakie jest dostępne. Nie ma tu jednak zbyt wielu wulgaryzmów czy medykalizmów. Jest za to mnóstwo jęczenia, wielokropków i patrzenia sobie w oczy. Oni ciągle patrzą sobie w oczy! Ciągle, niezależnie od tego, co robią. Jęczą, patrzą sobie w oczy, stawiają wielokropki.

Przyznam też, że przy zwrocie “jego erekcja wyskakuje na wolność” prychnęłam śmiechem.

W zasadzie mamy tu jednocześnie dosłowność, romantyczność i niedopowiedzenie. Autorka sprawnie wykorzystała zwroty najbardziej popularne w sytuacjach intymnych. Rzekłabym – wyświechtane. Właściwie głównie nimi się posługuje i żadnych nowych nie tworzy. Wszystko w wydaniu pop.

Na Blankę Lipińską po tym wszystkim nie starczyło mi już zapału…

Boccacio, Decameron
Ilustracja do Dekameronu

Giovanni Boccaccio, Dekameron, tłum. Edward Boyé, Łódź 1971 (1350-1353).

W liceum omawialiśmy jedno ze stu opowiadań zawartych w Decameronie. Był to Sokół. Zastanawiałam się, dlaczego tylko jedno. A że byłam uczennicą pilnie czytającą wszystkie lektury, to sięgnęłam po całość i przekonałam się, skąd taki wybór. Sokół to jedno z kilku niewinnych opowiadań w całym zbiorze. A cały Dekameron w 1559 roku trafił do indeksu ksiąg zakazanych. Dlaczego? Przykład poniżej.

Młódka tak naga, jakby dopiero z żywota matki na świat wyszła, uklękła naprzeciw niego. Rustico [był mnichem – dop. ASS], widząc ją w tej postaci, jeszcze większą żądzą zapałał, tak iż nastąpiło zmartwychwstanie jego przyrodzenia. Alibech, spostrzegłszy to, zawołała w srogiem zadziwieniu: 
— Rzeknij mi, Rustico, co to jest u ciebie na przodzie? Rzeczy tej ja wcale nie mam. 
— Ach, córko moja — jęknął Rustico — jest to ów djabeł, o którym ci mówiłem. Teraz właśnie dręczy mnie tak okrutnie, że ledwie wytrzymać mogę. 
— Niech Bóg będzie pochwalony — zawołała dzieweczka — widzę, że ja jestem szczęśliwsza od ciebie, nie mam bowiem takiego plugawego djabła. 
— Prawdę rzekłaś — odparł Rustico — ale posiadasz za to inną rzecz, której ja nie mam. 
— Cóż to takiego? — spytała Alibech.
 — Masz piekło — rzekł Rustico — i zaprawdę, powiadam ci, że Bóg cię tu przysłał dla zbawienia duszy mojej, jeżeli się bowiem ulitujesz nade mną i jeśli, gdy ten djabeł męczyć mnie pocznie, zgodzisz się go do piekła zapędzić, wielką ulgę mi sprawisz i uczynisz Bogu rzecz wielce miłą. 
Dziewczyna odparła w dobrej wierze: 
— Czcigodny ojcze, jeżeli w samej rzeczy mam piekło, to niech się stanie, jak chcesz. 
— Bądź błogosławiona, córko moja — zawołał pustelnik — pójdźmy więc i zapędźmy djabła, abym mógł ulżenia i spokoju zaznać. 
Z temi słowy zaprowadził dzieweczkę do łoża i pokazał jej, jak się zachować należy, gdy się chce potępieńca uwięzić. Młódka, która jeszcze nigdy żadnego djabła do piekła nie zapędzała, uczuła na razie przykrość niejaką i dlatego też rzekła: 
— Zaiste, mój ojcze, djabeł ten musi być obmierzłym potworem i prawdziwym nieprzyjacielem Boga, bowiem nawet samemu piekłu przy wejściu prawdziwą udrękę sprawia. 
— Moja córko — zawołał Rustico — nie zawsze tak będzie! 
I aby djabła poskromić, jeszcze sześć razy go do piekła zapędzili, tak, że mu na ten raz pychę z głowy wybili i do spokojności go przywiedli. Ilekroć później znów się w nieposkromionej dumie podnosił, dzieweczka okazywała się zawsze skłonna do upokarzania go, znajdując wielkie w tem ćwiczeniu ukontentowanie. Mawiała tedy do Rustica:
— Widzę teraz dowodnie, że prawdę powiadali ci poczciwcy z Capsa, twierdząc, iż miłą rzeczą jest Bogu służyć.

s. 229

Ilość scen erotycznych w tej książce dorównuje Greyowi. Ilością metafor zaś przewyższa współczesną powieść. Nic tu nie jest dosłowne, a jednocześnie wszystko jest dosłowne. W dodatku dość dokładne. Historie zawarte w książce opowiadali damy i mężowie, którzy schronili się na wsi przed szalejącą we Florencji dżumą. W założeniu miały dawać rozrywkę i zapomnienie o strasznej rzeczywistości, stąd tak wiele tu sprośności okraszonej humorem.

Przyznam szczerze, że kiedy na świeżo przeczytałam ten opis, który kiedyś mnie śmieszył, to mnie zmroziło. Znając już mechanizm, jaki pojawiał się wśród niektórych duchownych dopuszczających się manipulacji i gwałtów, to religijne tłumaczenie stosunku seksualnego z mnichem jako jakiegoś mistycznego aktu walki z szatanem nie jest już dla mnie śmieszne, a przerażające. Większa wiedza sprawia, że zupełnie inaczej patrzymy na teksty z przeszłości i, cóż, czasem nas odrzuca.

Swoją drogą, analogie między językiem mistycznym a erotycznym to też ciekawe zjawisko. Ma już zresztą ono swoje pierwsze opracowania.

Stanisław Ignacy Witkiewicz, Pożegnanie jesieni (cyt. z wydania Wolnych Lektur) (1925).

Powieść ta (pierwsza w dorobku autora), gdy została wydana, okazała się skandalem. Uważano, że jest pornograficzna. Przy czym nie tylko ze względu na sceny erotyczne, a przede wszystkim na język, który okrzyknięto wulgarnym. Choć jeśli chodzi o wulgaryzmy w tym tekście, to wiele z nich jest neologizmami Witkacego (a i tak odczytano je jakie niemoralne). No ale przyznacie, że opis pocałunku jest dość sugestywny:

Wsysał się coraz gwałtowniej w usta, które dopiero teraz naprawdę ustępowały powoli naciskowi jego warg, zębów i języka. Rozłaziły się całe, zamieniając się w mokre, gorące bagno nieprawdopodobnej lubieży, powiększały się do niemożliwych rozmiarów, były czymś jedynie rzeczywiście istniejącym. Język Heli wysunął się z tej śliskiej, mięczakowatej masy jak płomień, dotknął jego warg i języka i zaczął się poruszać , drażniąc do obłędu jego usta… Rozkosz rozlewająca się po całym ciele zdawała się dochodzić już do szczytu, a mimo to nasilała się coraz bardziej, do nieznośnej, z bólem graniczącej potęgi.

Rozsypane, kręcące się, rude włosy otaczały lubieżnie, jakby w skurczu rozkoszy, skręconą jej głowę. Jedna, gwałtownie dysząca, prześliczna pierś kształtu indyjskiej dagoby, z małą, niewinną jak kwiatek różową brodawką, wąska, o wysokim podbiciu, niebieskawobiała noga i ręce – to wywalone było na wierzch. Reszta ciała wyginała w seksualnie obiecujący szkic cienką, ciemnoczerwoną kołdrę.

Witkacy, jak to Witkacy, w niedopowiedzenia się nie bawi. Wiele tu scen przemocy erotycznej. Wszystko zaś podane w słowie niemalże poetyckim, w otoczeniu pojęć zwyczajowych typu „posiadł ją”. Opisy scen z erotyką lub seksem są dokładne, nawet bardzo. Mamy tu dosłowność i niedosłowność równocześnie. Podobnie jak w Dekameronie. I chyba bardziej u Witkacego podoba się słowo niż sama scena. Przynajmniej mi.

PORNOGRAFIA I EROTYKA TO NIE ZAWSZE JĘZYK

Tutaj mały wtręt. Warto również dodać, że za powieści pornograficzne uważano w momencie ich wydania Dzieje grzechu i Przedwiośnie Żeromskiego. Pierwszy literacki proces dotyczył Pani Bovary Flauberta, którą to powieść oskarżono właśnie o pornografię. Jednak językowi tych tekstów daleko jest do Decameronu czy 50 twarzy Greya. Mimo to uznano je za nieobyczajne ze względu na temat, jakie poruszały, albo pojedyncze sceny. W uznaniu bowiem jakiegoś tekstu za nieobyczajny, ważniejsze niż słowa są kontekstu: kulturowy, społeczny, historyczny.

Pages: 1 2 3 4

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *