fbpx
Self-publishing czy wydawnictwo? Jak zrealizować marzenie i wydać swoją książkę
Artykuły,  Biznes i marketing,  Warsztat pisarza

Self-publishing czy wydawnictwo? Oto jest dylemat autora

Po dziewiąte: nic nie jest czarno-białe

Gdybym znała realia wydawnicze tylko z wpisów blogerów rozczarowanych współpracą z wydawnictwami, na bank nie zdecydowałabym się na publikację swojej książki w tym tradycyjnym modelu. Nawet nie wiedząc nic o tym, jak się wydaje książkę, dążyłabym do tego, żeby zrobić to sama. Tylko że to, jak pisałam na początku, nie jest cała prawda.
1. Rozczarowanie blogerów może wynikać właśnie z niedogadania się na samym początku. Trochę się nie dziwię, bo jeśli robi się to po raz pierwszy, to właściwie nie wiadomo, o co pytać.
2. To prawda, że są wydawnictwa, w których działania w relacji z autorem wołają o pomstę do nieba. Kto pracuje w tej branży, anegdotkami może sypać jak z rękawa. Nie neguję, oczywiście, tego, co opisują blogerzy, bo wiem, że na 100% otrzymali takie, a nie inne informacje, zasady współpracy itp. I tak, są wydawnictwa, które (według relacji Michała Szafrańskiego) chcą doić autorów.
3. Tylko że rynek też się zmienia. Warunki niby wciąż dyktują najwięksi, ale w dobie marketingu online coraz częściej bestsellery wydają małe wydawnictwa. Często, jak pisałam wcześniej, są one zakładane przez samych autorów, którzy dość mieli wyzysku gigantów. Da się zatem wydać książkę w wydawnictwie, nie czuć się oszukanym przez wydawcę, widzieć, jak promuje on książkę, cieszyć się ze współpracy.
4. Zarzucanie wydawcom, iż nie znają się na promocji i sprzedaży jest wielkim nieporozumieniem (że tak oględnie napiszę). Gdyby tak rzeczywiście było – już by nie istniały. Oczywiście, jeśli chodzi o promocję w mediach społecznościowych, blogerzy są często z przodu. Głównie z tego powodu, że nie mają oni dostępu do tradycyjnych form promocji – na przykład w największej sieci sprzedającej książki. Radzą więc sobie w inny sposób. Ale gdyby nie mieli tych kanałów, to czy ze swoimi wartościowymi publikacjami dotarliby do tak wielkiej liczby odbiorców?
Wydawnictwa, zwłaszcza duże, to ciężkie lokomotywy z wieloma wagonami, dla których obranie nowego kierunku wymaga więcej czasu niż dla zwrotnego samochodu osobowego. Teraz równie dobrze wykorzystują potencjał Internetu i sytuacja jest zgoła inna niż te 4 lata temu.
5. Gdyby wydawnictwa były rzeczywiście takie złe, to nikt nie chciałby tam publikować. Na czele z poczytnymi pisarzami, produkującymi co chwila bestseller (w sensie dosłownym, sprzedażowym), jak i tymi z wyższej półki, którzy zdobywają międzynarodowe nagrody. Z jakiegoś jednak powodu nie wydają swoich książek sami. Głównie dlatego, że, jak pisałam wyżej, tu nic nie jest czarno-białe.
Proszę, podchodź więc z dystansem i realną oceną do tematu współpracy z wydawnictwami i self-publishingu. Choć faktycznie oceny tej nie ułatwia fakt, że o ile wnioskami z self-publishingu blogerzy potrafią się podzielić, o tyle zasady współpracy autor – wydawca są niejawne i trzeba rozmawiać osobiście, żeby czegokolwiek się dowiedzieć.

Po dziesiąte: ukryty gracz

Sklep wydawnictwa (czy to internetowy, czy tradycyjny, w formie księgarni) wcale nie jest miejscem, gdzie sprzedaje ono najwięcej swoich książek. I tu właśnie wchodzi ów ukryty, trzeci gracz: hurtownik lub sieć sklepów sprzedających książki. Handlowiec jedzie do takich klientów (bo to są właśnie jego klienci, a nie właściciele księgarń czy docelowi czytelnicy), a oni na prezentowane mu książki mówią: „eeee, nie, bo to się nie sprzeda”, „za trudne”, „za brzydkie”, „za ambitne”, „za drogie”, „nie ten format” itp., itd. A potem: „gdyby okładka była niebieska, to bym kupił”; „a może zrobicie coś o tulipanach, bo się sprzedaje ten temat”; „wiewiórki to zbyt niszowy temat; „lepszy byłby większy/mniejszy format” itp., itd. Właśnie dlatego najwięcej na self-publishingu zarabiają silne marki osobiste – bo nie są uzależnione od preferencji i zysku hurtowników oraz dystrybutorów książek. Większość autorów i czytelników nie zdaje sobie sprawy, jak duży wpływ na to, co znajdujemy na półkach księgarni, zależy właśnie od pośredników sprzedaży.

Po jedenaste: chłodna kalkulacja

Jak więc wydać książkę? Szukać wydawcy i liczyć, że, podobnie jak u J.K. Rowling, do trzynastu razy sztuka? Czy może budować markę osobistą i potem sprzedawać książkę swoim odbiorcom? Zanim zaczniesz narzekać na strasznych wydawców (to byłby niezły strój na Halloween, prawda?) i opiewać uroki self-publishingu, zastanów się, z czego jesteś w stanie zrezygnować, co możesz zaproponować, z jakimi zasobami przystąpiłeś do wydawania po swojemu, na czym sparzyłeś się podczas współpracy z wydawnictwem. Czytaj, rozmawiaj, negocjuj. Nic nie jest tu czarno-białe. Po prostu zrób rzetelną analizę i podejmij swoją decyzję. Pamiętaj też, że Twoja droga wcale nie musi być dobra dla innych.

Powodzenia!

Fot. Pixabay.com

Pages: 1 2 3 4

One Comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *