fbpx
Kamień Dantego we Florencji. Dziewczyna siedzi na kamieniu
Artykuły,  Język,  Kultura,  Literatura,  Rozmyświanki,  Z życia wzięte

Nie każde czytanie ma sens

UWAGA, PIERWSZY AKAPIT TO SZKODLIWE TREŚCI!

Czytaj cokolwiek. Nieistotne, co czytasz – ważne, że czytasz. Nie musisz czytać klasyki literatury. Wybieraj tylko to, co lubisz. Szkoda czasu na książki, których się nie lubi. Czytanie tylko komiksów/kryminałów/erotyki/artykułów na Pudelku ma taką samą wartość jak czytanie książek z wyższej półki.

Dlaczego to, co napisałam powyżej, a co ostatnio dość często rzuca mi się w oczy w wypowiedziach oczytanych ludzi w mediach społecznościowych, jest szkodliwe?

Nie, nie każde czytanie jest wartościowe. Nie każda książka jest wartościowa i poszerza nasze horyzonty. Tak, każda przeczytana książka wpływa na nasze myślenie.

Posłużę się tu analogią z muzyką.

Wyobraź sobie, że jesteś muzykiem i zależy Ci na rozwoju muzycznym społeczeństwa. Czy będziesz wobec tego mówił: „Nie ważne, czego słuchasz. Ważne, że otacza Cię muzyka”; „Możesz słuchać cały czas disco polo lub techno. Ma to taką samą wartość w kształtowaniu Twojego słuchu i wrażliwości muzycznej jak Queen czy Mozart”. Czy widzisz ten absurd?

Podobnie jest z literaturą. Nie każda literatura wpływa na rozwój naszego języka, na kształtowanie krytycznego myślenia czy wrażliwości na słowo.

I znów muzyka. Jeśli od dzieciństwa stykasz się tylko z prostymi rytmami i piosenkami z czterema słowami na krzyż, to jasne, że gdy ktoś puści Ci Bohemian Rhapsody albo, że tak pozostaniemy przy rapsodach, Bema pamięci żałobny rapsod, zapytasz: „Eeee, co to jest?” i raczej stwierdzisz, że Ci się to nie podoba.

Wracając do literatury. Jeśli zatrzymasz się na poziomie częstochowskich rymowanek i powieści, w których liczba użytych słów nie przekracza 500, środki stylistyczne są ubogie, to jak może spodobać Ci się coś bardziej skomplikowanego? Jak możesz to zrozumieć?

Żeby była jasność. Jak ktoś woli tego typu teksty, to jego sprawa. Ale nie wmawiajmy mu, że ma to taką samą wartość i tak samo wzbogaca jak teksty z klasyki literatury czy bardziej skomplikowane powieści lub poezja.

Dość często powtarzam, i zrobię to raz jeszcze, że Ci, którzy wpływają na nas za pomocą słowa, czy to w reklamie, czy w wystąpieniach publicznych, wiedzą, jak działa język i jak można przez jego odpowiednio kształtować reakcje odbiorców o wiele lepiej niż przeciętny użytkownik języka.

Dziwimy się (przynajmniej niektórzy), jak łatwo szerzą się wśród społeczeństwa teorie spiskowe, nienaukowe analizy, fake newsy. Dzieje się to m.in. dlatego, że wielu z nas brakuje umiejętności krytycznego czytania, czyli czytania z namysłem, a co za tym idzie – krytycznego myślenia i rozróżniania prawdy od fałszu.

I nie, czytanie samych komiksów, książek o kupie, czy erotyków Blanki Lipińskiej nie poprawia tego stanu rzeczy.

Czym innym jest, jeśli stosujemy płodozmian – to znaczy czytamy różne rzeczy. Oczywiście są ludzie, którzy obcują tylko z literaturą wysoką. Ich sprawa. Wiemy jednak, że jedną z funkcji literatury jest również dostarczanie przyjemności, oderwania się. Nie jest natomiast jedyną! Czytanie lekkich powieści nie jest samo w sobie niczym szkodliwym. Czytanie tylko tego typu literatury, opartej na silnych schematach, już może szkodzić.

To trochę jak nasze internetowe bańki. Jeśli poza nie nie wychodzimy, pozostając tylko przy tym, co podsuwa nam algorytm, dążący do tego, by jak najdłużej zatrzymać nas w danym miejscu, zamykamy się na to, co inne, niepokojące dla nas, tworząc oblężoną twierdzę jedynych słusznych poglądów. I nie, nie mam tu na myśli wyłącznie poglądów konserwatywnych…

Czytanie rzeczywiście poszerza horyzonty, ale pod warunkiem, że jest to czytanie świadome, a nie bezmyślne wodzenie za tymi samymi słowami opisującymi tę samą rzeczywistość, tymi samymi schematami.

I znów, tego typu literaturę też można czytać świadomie, zauważając schematy, powtarzalność, specyficzne słownictwo. Tylko że jakoś nie słyszę, by ktokolwiek zachęcał do czytania w ten sposób.

Nie mam problemu z tym, gdy ktoś kwestionuje wybitność jakiegoś dzieła, nie tylko z klasyki literatury. Mam problem z tym, że jedynym kryterium owego kwestionowania pozostaje podejście estetyczne „Bo mi się nie podoba”.

No fajnie, mi akurat nie podoba się „Pan Tadeusz” i w ogóle za twórczością Mickiewicza nie przepadam. Czy to znaczy, że nie widzę geniuszu poety? Ależ widzę i potrafię go uzasadnić na przykładach. Potrafię też powiedzieć, dlaczego akurat jego teksty do mnie nie trafiają.

Podejście estetyczne stało się natomiast głównym, obok tego związanego z przyjemnością, kryterium oceniania literatury i jej przydatności do życia. Gdzie te czasy, kiedy książki płonęły z powodu bycia obrazoburczymi czy ze strachu przed ich wpływem na ludzi. Teraz wystarczy powiedzieć: „Nie podobało mi się”, „Czytam tylko dla przyjemności”, a ostatnio również „Nie podzielam poglądów autora”. Literatura czytana tylko dla przyjemności, dla rozrywki, traci swój pazur i wpływ na rzeczywistość. Czytanie tylko tego, co w stu procentach zgadza się z naszymi poglądami, zamyka nas na doświadczenie innego.

Podczas lektury inności doświadczamy w bezpiecznych warunkach. Możemy rzecz przetrawić, poszukać argumentów, odłożyć na jakiś czas książkę. W rzeczywistości, w momencie zagrożenia innością, gdy nie mamy jej przemyślanej, do głosu dochodzi lęk, a za nim… agresja.

Dlatego nie, nie uważam, że czytanie tylko tego, co nam pasuje, ma sens, a edukacja literacka w szkole ma polegać wyłącznie na dostarczaniu przyjemności czytelniczej.

Owszem, wyzywanie uczniów od idiotów, tylko dlatego, że nie przeczytali Lalki (niedawno widziałam taki komentarz pewnej uczennicy liceum), uważam za niezrozumienie idei nauczania w ogóle.

Natomiast chwalenie się, że oto „nie przeczytałam prawie żadnej lektury, a jestem taaaaaaaka mądra i oczytana” świadczy również o niezrozumieniu, w jaki sposób kształtują się przez literaturę kompetencje kulturowe oraz społeczne.

Mam wrażenie, że z pruskiego modelu edukacji (niestety ciągle obecnego w myśleniu wielu ludzi za nią odpowiedzialnych) chcemy przeskoczyć do modelu przyjemnościowego. Pomagają w tym wszelkie badania, wskazujące, że najszybciej uczymy się tego, co sprawia nam przyjemność.

A jednocześnie, biorąc pod uwagę chociażby obecną sytuację, pojawiają się pretensje do tych, którzy kwestionują szczepienia czy nie rozumieją zasad statystyki, że są głąbami i nie uważali w szkole.

Te same osoby, które wyzywają innych od foliarzy czy płaskoziemców, potrafią oburzać się na to, że musiały w szkole uczyć się o budowie pantofelka czy przemyśle wydobywczym na świecie. A przecież to do niczego nie potrzebne! Czyżby?

Zrozumienie procesów biologicznych, rozwoju przemysłu, rozkładu surowców itp. jest naprawdę istotne tu i teraz dla naszego życia. No ale komu potrzebny pantofelek…

Podobnie z literaturą. Jak mamy zrozumieć takie a nie inne podejście ogółu społeczeństwa do pewnych spraw, skoro nie interesowaliśmy się procesami historycznymi czy kulturowymi, jakie zachodziły w naszym kraju, a odbiciem czego jest m.in. literatura.

Problemem nie jest zakres wiedzy, a sposób jej przekazania i pokazanie, że owa wiedza jest istotna dla nas tu i teraz.

To, czego uczyliśmy się w szkole – budowy zdania, znajomości środków stylistycznych i ich wpływu na zrozumienie dzieła, opisywania bohaterów, pisania wypracowań – wszystko to ma znaczenie tu i teraz dla naszego życia. Byśmy nie ulegali ładnie skrojonym zdaniom, które wywołują w nas takie, a nie inne emocje. Byśmy umieli to zauważyć i wzmożyć swoją czujność, zapytać o intencje mówiącego. Nie czytanie dla samego przeczytania, zaliczenia, ale czytanie ze zrozumieniem. A to w naszym społeczeństwie bardzo kuleje.

Ale spoko, dalej przekonujmy się nawzajem, że to, co czytamy nie ma znaczenia, ważne, że czytamy.

Powodzenia w życiu!

***

Polecam również w tym temacie trzy teksty na blogu:
Krytyczne czytanie: literatura na trudne czasy fake newsów i modnych bzdur;
Szkolne lektury – dorosły problem;
Prawdziwa historia… czyli jak literatura wpływa na nasze życie.

Zapraszam też do słuchania mojego podcastu Jak zachwyca?

***
Zdjęcie zostało zrobione we Florencji. Siedzę na kamieniu przed katedrą. Według legendy to na nim właśnie siedział Dante i patrząc na duomo, wymyślał Boską komedię.

One Comment

  • Maria

    No właśnie! Od razu na myśl przychodzą mi piosenki dla dzieci. Niektóre są fantastyczne, dowcipne, z doskonałą aranżacją. Niestety, wiele z nich to gnioty wyplute z syntezatora. Napiszę, pewnie, o muzyce dla dzieci na moim blogu. O słuchaniu tylko tego, co się podoba, pisałam we wpisie o baletach dla starszych dzieci: https://www.zywiolydzieci.pl/balet-jak-go-ogladac-z-dziecmi_cz-2/ . Warto zauważyć, że przypadku czytania, jeszcze jest okazja zapoznać się z jakimś kanonem w szkole. Z muzyką, moim zdaniem, leżymy systemowo.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *