Feminatywy: wróg publiczny czy mesjasz narodu?
Tak to już jest, że język stoi zazwyczaj w pierwszym szeregu podczas wojny ideologicznej. W tym roku z nową siłą wybuchł konflikt o feminatywy, który ani nie jest nowy, ani tak zero-jedynkowy jak niektórym się wydaje.
RODZAJ GRAMATYCZNY
Język polski należy do grupy języków indoeuropejskich. W tejże grupie istnieje taka kategoria gramatyczna jak rodzaj, która jest podporządkowana płci. W różnych jednak językach w tej grupie kategoria ta ma wcale nie to samo natężenie. Z kolei w innych grupach językowych kategoria rodzaju gramatycznego w ogóle nie istnieje. Nie mają jej na przykład język turecki i węgierski.
W języku polskim mamy rodzaj męski, żeński i nijaki w liczbie pojedynczej oraz męskoosobowy i niemęskoosobowy w liczbie mnogiej. Rzeczowniki mają ustalony rodzaj, pozostałe części mowy przyjmują rodzaj w zależności od rzeczownika, wespół z którym istnieją w wypowiedzi.
Dla porównania: w języku francuskim, włoskim i hiszpańskim jest tylko rodzaj męski i żeński, zaś w językach szwedzkim i duńskim rodzaj realny (męsko-żeński) i nijaki. W języku angielskim rodzaj mają rzeczowniki osobowe i część rzeczowników nieosobowych (głównie przyjmują one rodzaj żeński).
Żeby jeszcze ubarwić (albo i skomplikować) sprawę, można dodać, że w ogóle języki różnią się nie tylko słowami czy tym, w jaki sposób zbudowane jest zdanie, ale również kategoriami gramatycznymi właśnie (do których, oprócz rodzaju, należą czas, liczba, strona, tryb). Na przykład Indianie Kwakiutl mają kategorię gramatyczną, która określa, czy dana rzecz jest widzialna, czy niewidzialna. Z kolei Inuici w swoich językach mają kategorię gramatyczną określającą wielkość obiektu, o którym się mówi.
Tych kilka przykładów pokazuje nam już, że nie może być mowy o jakimś obiektywnym, uniwersalnym dla wszystkich systemie językowym. Kategorie gramatyczne zaś, “są nie tyle odkrywane w doświadczeniu, a nakładane na nie” (E. Sapir). Przy czym następuje tu w pewnym sensie sprzężenie zwrotne. Kultura i normy społeczne kształtowane są przez język, ale również i one wpływają na to, w jakim kierunku język się rozwija i zmienia.
Dlatego takiego kunsztu wymaga się od tłumaczy – oni nie tylko przekładają słowa, ale w ogóle sposób myślenia i istnienia w języku. Wystarczy chociażby wspomnieć, że niektóre słowa mają inne rodzaje gramatyczne w różnych językach. Angielskie porównywanie statku do kobiety (bo ship ma rodzaj żeński) nijak się ma do słowa polskiego, które ma rodzaj męski.
MĘSKI JĘZYK POLSKI
Językoznawcy są zgodni: jeśli chodzi o rodzaj gramatyczny, to zdecydowaną nadreprezentację w języku polskim ma rodzaj męski, a w liczbie mnogiej męskoosobowy. W rzeczownikach osobowych rodzajem męskim możemy w języku polskim określić obie płcie: męską i żeńską. Rodzaj żeński lub nijaki (jeśli chodzi o rzeczowniki osobowe) przynależy wyłącznie osobnikom płci żeńskiej lub osobnikom niedorosłym. Jak to stwierdził wybitny polski językoznawca Jan Baudouin de Courtenay (żyjący na przełomie XIX i XX wieku):
Wszystkim myśleniom językowym arioeuropejskim (oprócz ormiańskiego, o ile jest ono arioeuropejskiem) właściwa jest seksualizacja (opłciowienie) wyobrażeń językowych, z przewaga wyobrażenia samczości, czyli z maskulinizacją (z usamczeniem). W polskim zaś myśleniu językowym obok maskulinizacji wybujała także wirylizacja (umężczyźnienie).
Dla ludzi z myśleniem językowym upłciowionym cechy płciowe przyrastają do wszystkich wyobrażen substancjalnych (rzeczownikowych), i trudno się tego pozbyć.
Analiza polszczyzny doprowadziła Baudouina do wniosku, że w naszym
języku system rodzajowy opiera się na wielorakich opozycjach: na różnicy płci, na różnicy miedzy płciowością a bezpłciowością, na różnicy miedzy żywotnością a nieżywotnością i wreszcie – „na przeciwieństwie między znaczeniem społecznym mężczyzn a wszelkich innych stworzeń (łącznie z kobietami i dziećmi, o ile są wyobrażane jako dzieci)” (Baudouin de Courtenay 1915/1984: 219) (A. Pajdzińska).
Od razu chciałam zaznaczyć, że to, o czym teraz piszę, to nie jakaś “lewacka propaganda”, a po prostu fakt językowy. Tak jest. Dlaczego i skąd to się mogło wziąć, nie wyjaśniam w tym tekście. Na końcu natomiast podaję tzw. literaturę przedmiotu. Można sobie poczytać dalej. Bardzo to ciekawa lektura i oczywiście nie wyjaśnia wszystkich zagadek i wątpliwości.
Za adrocentryzmem polszczyzny przemawiają różnorodne dane językowe, nie tylko istnienie opozycji miedzy rodzajem męskoosobowym a niemęskoosobowym (nazywanym wcześniej również żeńsko-rzeczowym). Wymienię tylko kilka poświadczeń gramatycznych, na boku zupełnie zostawiając leksykalne. Na przykład rzeczowniki osobowe rodzaju żeńskiego nazywają tylko kobiety, a odpowiadające im rzeczowniki rodzaju męskiego – mężczyzn lub przedstawicieli obu płci, czyli możliwe są ich użycia generyczne (prawa i obowiązki pacjenta, karta praw nauczyciela, Polak potrafi itp.). Z kolei mechanizm tworzenia pejoratywnych form liczby mnogiej od osobowych rzeczowników męskich polega na zmianie rodzaju gramatycznego z męskoosobowego na niemęskoosobowy (studenci – studenty, dyrektorzy – dyrektory, inteligenci – inteligenty itd.*), a tzw. rzeczowniki dwurodzajowe typu niedojda, fajtłapa, niedorajda, łamaga zyskują silniejsze nacechowanie negatywne, jeśli w odniesieniu do mężczyzn są używane w rodzaju żeńskim wyrażanym środkami składniowymi: Piotrek to okropny niezdara – Piotrek to okropna niezdara (A. Pajdzińska).
Język polski jest językiem, w którym świat opisywany jest w kategoriach płciowych, z naciskiem na wirylizację rzeczowników.
* O formie deprecjatywnej pisałam w specjalnym dodatku do newslettera Wiankołaki. Co miesiąc subskrybenci dostają takie ciekawostki w bonusie.
FEMINATYWY JAKO PRZEJAW WOLNOŚCI I NIEPODLEGŁOŚCI
Feminatywy to rzeczowniki osobowe rodzaju żeńskiego utworzone zazwyczaj od rzeczowników osobowych rodzaju męskiego. Nie jest to jeden rzeczownik, tylko w rodzaju żeńskim, a inne słowo. Rzeczowniki nie odmieniają się przez rodzaj – po prostu go mają.
Na początku XX wieku, kiedy rozwijały się badania językoznawcze, zaczęto bardziej zwracać uwagę na tę niesymetryczność języka polskiego, zwłaszcza jeśli chodziło o rzeczowniki osobowe. Językoznawcy postulowali zatem większą symetryczność w tym zakresie i zachęcali do tworzenia feminatywów wszędzie tam, gdzie kobiety podejmowały jakieś zawody lub funkcję dotychczas określane jako wyłącznie męskie. Wzrost liczby feminatywów zawdzięczamy Polkom i Polakom, którzy po 120 latach niewoli mogli po 1918 roku swobodnie wpływać na rozwój swojego języka. Jak bardzo rozpowszechniony był to proces, świadczy to zestawienie, krążące od jakiegoś czasu w Internecie.
Sytuacja językowa zmieniła się po II wojnie światowej, a więc w okresie komunizmu. Uznano wówczas, że feminatywy, zwłaszcza w odniesieniu do nazw funkcji publicznych, są niezbyt nobilitujące i zaczęto kłaść nacisk na formy męskie poprzedzone ewentualnie słowem “pani” lub w otoczeniu innych części mowy przyjmujących rodzaj żeński. Stad mamy “pani profesor” zamiast “profesorka” albo “profesor powiedziała” zamiast “profesorka powiedziała”. 50 lat komunizmu trwało dłużej niż 21 lat II Rzeczypospolitej i siłą rzeczy feminatywy, najpierw w języku publicznym, potem i prywatnym, ustąpiły formom męskim. Aż do początku XXI wieku. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Po stu latach znów w przestrzeni publicznej pojawił się postulat większej symetryczności języka jeśli chodzi o rzeczowniki osobowe i ich rodzaje.
Rada Języka Polskiego (czym jest pisałam w artykule o poprawności językowej w Internecie) wydała w tej sprawie dwa oświadczenia. Jedno w 2012 roku, a drugie w 2019 roku. Było ono głośno komentowane. Przy czym obie strony sporu wybierały te fragmenty, które im pasowały… Warto natomiast przeczytać całość. Bo językoznawcy mówią jasno: jest niesymetryczność, jest potrzeba, by to zmienić, istnieją inne zabiegi językowe wskazujące na płeć niż tylko rodzaj i one także są w użyciu, czas pokaże, co się przyjmie, a zdecydują o tym sami użytkownicy języka.
Zadziała tu mechanizm stary jak świat. Im częściej feminatywy będą używane w przestrzeni publicznej, przez osoby znane i lubiane, tym bardziej będą się one upowszechniać. Niezależnie od tego, jak dziwnie niektóre formy brzmią teraz w naszych uszach.
Nie mamy wpływu na rodzaj zastanych rzeczowników nieżywotnych (stół, lampa) i żywotnych nieosobowych (pies, zebra). Nowe rzeczowniki dostosowują się do zasad rządzących językiem. Trochę inaczej ma się jednak sprawa z rzeczownikami osobowymi. Tu można zdziałać wiele. To znaczy tworzyć takie rzeczowniki osobowe, które będą mówiły o płci osoby, którą nazywamy tymże rzeczownikiem. Najłatwiej jest zaś tworzyć w tym celu nie zupełnie nowe słowa, a wykorzystywać feminatywy, czyli rzeczowniki osobowe w rodzaju żeńskim tworzone od rzeczowników osobowych w rodzaju męskim. Jakie to szczęście, że możemy o tym otwarcie dyskutować, że mamy wpływ na to, w jakim kierunku rozwija się nasz język. Przypominam, że w historii Najjaśniejszej Rzeczypospolitej nie zawsze tak było…
CO DALEJ Z FEMINATYWAMI?
Zamiast przelewać krew w imię stosowania bądź nie feminatywów (co fantastycznie przedstawił Andrzej Rysuje), cieszmy się, że możemy w swoim języku i o swoim języku mówić swobodnie. Sama jestem ciekawa, w jakim kierunku pójdzie język. Bo musicie wiedzieć, że jedną z tendencji rozwojowych języka (tak ogólnie, nie tylko polskiego) jest dążenie do prostoty i jasności komunikatu. Wydaje się więc, że forma “profesorka” jest dla języka korzystniejsza niż “pani profesor”, bo krótsza i jednoznaczna. Z drugiej strony nie ma wątpliwości, że język wyraża pewien stosunek do świata i obecnie postulat używania feminatywów wpisuje się w ogólną tendencję do przywracania (albo tworzenia od początku) równości istotowej, społecznej, kulturowej i językowej między mężczyzną i kobietą. Jednym się to podoba, innym nie. Dla jednych “pani profesor” brzmi poważniej niż “profesorka”. Inni będą używać tej formy mimo wszystko, dążąc do jej odinfantylizowania. Nie ma jednak sensu akurat w przypadku feminatywów powoływanie się na to, że coś dziwnie brzmi, że czegoś nie było wcześniej w języku itp., że coś jest niepoprawne. To wszystko kwestia naszego używania języka.
Zła wiadomość dla przeciwników feminatywów jest taka, że one nie znikną z języka. Chyba że, tak jak w PRL-u, nastąpi odgórne narzucanie innych form. Zła wiadomość dla zwolenników feminatywów jest taka, że język ma różne sposoby na określanie płci, nie tylko za pomocą rodzaju gramatycznego i to się nie zmieni. Chyba że, tak jak w PRL-u, nastąpi odgórne zakazywanie tych innych form.
Odpowiadając zaś na pytanie z tytułu, uważam, że feminatywy ani nie stanowią zagrożenia, ani same nie zmienią naszego myślenia. Więcej uwagi powinniśmy poświęcać wyrugowaniu z języka publicznego słów uważanych za obraźliwe, naznaczających, wzbudzających negatywne nastawienie. To jest dopiero niebezpieczeństwo (o czym pisałam w artykule Język w służbie niemoralności), zarówno dla języka, jak i społeczeństwa.
LITERATURA PRZEDMIOTU
I FEMINATYWY
To tylko niektóre pozycje. W nich znajdziecie odniesienia do innych.
J. Baudouin de Courtenay Jan, Charakterystyka psychologiczna języka polskiego, [w:] tegoż, O języku polskim, wybór prac pod red. Jana Basary i Mieczysława Szymczaka, Warszawa 1915/1984, s. 139–225.
J. Kuryłowicz, O rozwoju kategorii gramatycznych. 4. Rodzaj rzeczowników, [w:] tegoż, Studia językoznawcze. Wybór prac opublikowanych w języku polskim, Warszawa 1968/1987, s. 130–133.
M. Nowosad-Bakalarczyk, Płeć a rodzaj gramatyczny we współczesnej polszczyźnie, Lublin 2009.
A. Pajdzińska, Kategorie gramatyczne, a językowy obraz świata, “Etnolingwistyka” 2018, nr 30. Dostępne w sieci pod tym linkiem.
P. Pycia, Płeć w języku, Sosnowiec 2007. Praca doktorska dostępna pod tym linkiem.
E. Sapir, Gramatyk i jego język, [w:] tegoż, Kultura, język, osobowość. Wybrane eseje, przeł. Barbara Stanosz, Roman Zimand, Warszawa 1978.
2 komentarze
Maria
“Profesorka” dla mnie brzmi niefortunnie, bo kojarzy się ze zdrobnieniem “profesorek”. Nie chciałabym być profesorką i na szczęście nigdy nie będę. Z kolei co do wymieniania “Polek i Polaków” czy “posłanek i posłów”, to nie lubię tego, bo to niepotrzebnie wydłuża zdanie. Oczywistym jest, że mamy obywateli obu płci i posłów obu płci (oczywiste w naszych czasach i kulturze). Za to mówienie np. o żołnierzach i żołnierkach już ma dużo więcej sensu – kobiety w wojsku się nie spodziewamy. Zaznaczenie, że ten żołnierz jest płci żeńskiej może być dla nas istotną informacją.
Agnieszka_Wianki Słów
Ta oczywistość posłów i posłanek w naszych czasach nie była oczywistością w dwudziestoleciu międzywojennym. Analogicznie: dzisiaj gdy mowa o dyrektorze finansowym, prezesie, bez podania nazwiska, odruchowo myślimy o mężczyźnie (tak jak w przypadku “człowieka” – odruchowo myślimy, wszyscy, o mężczyźnie). Ty piszesz o “żołnierzu/żołnierce”. Z tym że podobnie jak z posłami: skoro jest dla nas naturalne, że nauczyciele są obu płci, dlaczego o nauczycielkach używamy formy żeńskiej zawodu, a nie męskiej? A z posłankami i Polkami jest już problem?
W każdym razie na naszych oczach język się zmienia i dla mnie to fascynujące, bez oceniania czyjejkolwiek racji 🙂