Czym jest świadome czytanie i po co mi ono?
Od niemal roku przy każdej nadarzającej się okazji mówię i piszę o świadomym czytaniu. Im bardziej wchodzę w ten temat, tym bardziej mnie zachwyca i chcę, żeby dotarł do jak największej liczby ludzi. A ostatnio zdałam sobie sprawę, że właściwie nigdzie jasno nie napisałam, czym jest dla mnie świadome czytanie i po co mi ono właściwie jest, a właściwie nam wszystkim, potrzebne.
Dlatego napisałam ten artykuł poniżej, a w wyrażeniu tego, co mam na myśli pomogły mi dwie książki: Ucieczka od bezradności oraz Reguły na czas chaosu.
Na początku muszę przyznać, że z książkami Tomasza Stawiszyńskiego mam taką love-hate relationship.
Z jednej strony bardzo irytuje mnie maniera, z jaką są napisane. Polega ona na tym, że z połowy zawartych w niej zdań wyziera przekonanie autora o swojej nieomylności i poczucie wyższości wobec tych, którzy poglądów autora nie podzielają. Zaiste, trudno się czyta te teksty, jeśli nie jest się wyznawcą autora.
A szkoda, bo z drugiej strony wiele w tych książkach bardzo ciekawych i trafnych przemyśleń. Czasem takich, które skłaniają do autorefleksji, czasem takich, z którymi chce się polemizować, czasem takich, po przeczytaniu których chce się zakrzyknąć „z ust mi Pan to wyjął!”.
Ostatnie dwie książki Tomasza Stawiszyńskiego, Ucieczka od bezradności (2021) oraz Reguły na czas chaosu (2022) pomogły mi w wyartykułowaniu tego, czym jest dla mnie świadomość samej siebie, a uszczegóławiając – dlaczego świadome czytanie jest dla mnie tak ważne, że aż stworzyłam Szkołę Świadomego Czytania i w kółko o tej idei piszę na mediach społecznościowych Wianków Słów.
Zaczynamy.
Po co mi bycie świadomą siebie?
Im bardziej jestem świadoma siebie, tym mniej kieruje się swoimi lękami:
- wiem, z czego wynikają moje przekonania i jestem w stanie wziąć odpowiedzialność za to, które z nich przyjmuję, a które odrzucam;
- wiem, w czym jestem dobra, a do czego nie mam predyspozycji albo czego nie lubię;
- wiem, skąd wynikają moje reakcje na teksty, wypowiedzi, zachowania innych ludzi;
- wiem, co wywołało u mnie takie a nie inne emocje;
- jest mi łatwiej żyć w zgodzie ze swoimi przekonaniami i wartościami, nawet jeśli wiąże się to z niedogodnościami czy cierpieniem.
Świadomość siebie nie jest dla mnie równoznaczna z przyjemnym życiem czy byciem kowalem własnego losu. Owszem, człowiek będący świadomy siebie, często jest szczęśliwszy, ale to nie znaczy, że zawsze jest szczęśliwy, zadowolony, omijają go losowe wypadki czy życiowe przewroty. Taka osoba zdaje sobie sprawę, że „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”, a w związku z tym nie zakłada ze stuprocentową pewnością, że nigdy nie zrobi świństwa, od teraz już zawsze będzie trzeźwy, nikomu nic nie ukradnie, nigdy nie będzie fundamentalistą (religijnym lub jakimkolwiek innym) oraz zawsze znajdzie wyjście z trudnej sytuacji, nie załamie się, nie wyprze swoich wartości.
Jeśli jestem świadoma siebie, w myśl starogreckiej zasady „gnothi seauton” (poznaj samego siebie), jestem czujna wobec moich wyborów, poglądów, sympatii, co jakiś czas sprawdzam, z czego one wynikają, jak mają się do moich deklarowanych wartości, czego chcę naprawdę w życiu i, jeśli coś się rzeczywiście w moim życiu zmieniło, ja również obieram inny kurs. Nie wypierając się dawnych przekonań, ale zwracając się ku temu, co w tym momencie uważam za słuszne.
Bycie świadomą samej siebie oznacza dla mnie również… bycie pokorną. Ale nie w tym jednostronnym znaczeniu zgody na poniżenie i wypominanie sobie swojej grzeszności. Pokora to tak naprawdę uznanie prawdy o sobie – tego, co we mnie dobre, co potrafię, co lubię, ale również tego, że nie zawsze jestem w porządku, że czasem moje wybory nie zgadzają się z moimi deklaracjami, że mi nie wychodzi.
Bycie świadomą siebie czyni życie znośniejszym, bo z mniejszym poziomem frustracji, kiedy nasze wyobrażenia zderzają się z rzeczywistością. Ale przede wszystkim sprawia, że łatwiej jest mi się dogadywać z innymi ludźmi. Budowanie relacji uważam za fundament naszego życia tu na Ziemi (na Marsie również).
Właściwie określenie „bycie świadomą siebie” jest nieco mylące. Bo to jest raczej stan, do którego dążymy, niż ten, który osiągniemy (choć osoby religijne wierzą, że ów stan osiągną, w myśl słów św. Pawła „Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany” [1 Kor 13,12]). Niemniej zawsze lepiej stawać w prawdzie o sobie, nawet jeśli niepełnej, niż żyć ułudą i fantazmatami.
Co ma z tym wspólnego świadome czytanie?
Uważam, że jednym z lepszych sposobów poznawania samego siebie jest czytanie literatury pięknej, zwłaszcza klasycznej, czyli takiej, która jest aktualna mimo upływu czasu, napisana jest dobrym językiem, a przede wszystkim, jest napisana bardzo świadomie. To znaczy, że autor lub autorka nie pisali, co im ślina na język przyniesie, tylko zastanawiali się nad słowami i świadomie kreowali językowy świat.
Nie chodzi jednak o pożeranie książek (pisałam o tym w artykule o krytycznym czytaniu) – im więcej, tym lepiej – ale o czytanie świadome, czyli takie, dzięki któremu poznaję swój sposób patrzenia na świat; to, jaki sposób komunikacji lubię, a jaki nie i jakie stoją za tym przekonania; przyglądanie się, za pomocą jakich środków autor zbudował taki, a nie inny świat.
Jednak tym, od czego powinno zaczynać się świadoma lektura tekstu, nie tylko literackiego, jest uzmysłowienie sobie, jakie emocje wywołało we mnie to, co właśnie przeczytałam i do jakich myśli czy działań mnie one zachęcają.
Dlaczego świadome czytanie jest ważne w dzisiejszym świecie?
O ile jeszcze kilkadziesiąt lat temu mogliśmy się łudzić, że są pewne niezmienne wartości wspólne dla wszystkich ludzi, o tyle dziś nie zostało nam już nawet złudzenie, nie mówiąc o przekonaniu. Mamy wokół siebie tyle prawd, a każda z nich może być całkiem nieźle wytłumaczona.
Komu mamy wierzyć, jeśli bywa, że nawet niektóre badania naukowe po pewnym czasie okazują się być zmanipulowane?
Czy zostają nam tylko teorie spiskowe, które w prosty sposób tłumaczą świat i wprowadzają porządek we współczesny chaos?
Jak dogadać się z drugim człowiekiem w tak bardzo spolaryzowanym (nie tylko w Polsce) społeczeństwie?
Czy jesteśmy zdani na wybory moralne algorytmów, które podsuwają nam treści lub je usuwają?
I tu właśnie całe na biało wchodzi świadome czytanie. Przy czym, żeby była jasność, nie uważam tego za kolejny lek na całe zło i skuteczną w 100% tarczę przeciw manipulacji. Jednak takie podejście do czytania sprawia, że jesteśmy w stanie obronić się trochę bardziej, a przede wszystkim – dogadać się trochę bardziej.
Wyjaśniając moje podejście, chciałabym wykorzystać fragmenty z książek Stawiszyńskiego.
Jeśli czytam świadomie, potrafię obronić się przed tożsamościową definicją prawdy
Istnieje pewna uniwersalna reguła, tyleż fundamentalna, ile – wydawałoby się – osobliwie dziś zapoznana. Brzmi ona: geneza zdania nie ma wpływu na jego wartość logiczną. Oznacza to ni mniej, ni więcej tyle, że zdanie jest prawdziwe albo fałszywe, sensowne lub bezsensowne zupełnie niezależnie od tego, kto je wypowiedział albo napisał.
Reguły na czas chaosu, rozdz. Kieruj się racjonalnością, a nie tożsamością, s. 117
Modny jest ostatnio nurt odbrązawiania klasyków literatury. Skądinąd słuszny, bo w szkole zazwyczaj jesteśmy karmieni opowieściami o ich niezwykłości i nieskazitelności moralnej, a to zwykle kłamstwo, w dodatku wpływające na to, jak odbieramy ich teksty.
Jednak od jakiegoś czasu działania z tego nurtu przeobraziły się w pewnego rodzaju polowania. A jeśli myśliwi wytropią choćby mały ślad zachowań, przekonań czy wypowiedzi niezgodnych z ich światopoglądem, strzelają bez zastanowienia. Dotyczy to nie tylko literatury, czy szerzej – kultury, ale również polityki i nauki.
Prawdziwe i godne zachowania staje się wówczas tylko to, co zgodne z moim światopoglądem, czy, szerzej, tożsamością.
Czy jeśli wiem, że Mickiewicz zdradzał swoją żonę Celinę i w ogóle był dla niej słabym mężem, to jego utwory literackie tracą na znaczeniu? Na ile jego niemoralne, mizoginistyczne zachowania miały wpływ na jego teksty? Jeśli świadomość tych wydarzeń wpływa na moje odczytywanie jego dzieł, to dlaczego?
Czy tylko dobrzy ludzie tworzą dobrą literaturę?
Czy wiersz Juliana Tuwima „Murzynek Bambo” świadczy o tym, że poeta był rasistą?
Który Sienkiewicz jest prawdziwy? Ten młody, który w Listach z Ameryki widział niesprawiedliwy i okrutny los rdzennych mieszkańców czy ten stary, schorowany z Listów z Afryki, w których bije po oczach perspektywa białego, uprzywilejowanego mężczyzny?
Czy należy przestać oglądać filmy Romana Polańskiego?
Czy mam odrzucić twierdzenia Einsteina, dlatego że zachował się niegodnie wobec swojej żony przywłaszczając sobie część jej pracy?
Czy to, że Newton zajmował się również alchemią przekreśla jego wkład w rozwój fizyki?
Ja wiem, że są osoby, które na te pytania są w stanie odpowiedzieć bardzo jednoznacznie „tak”. Tylko że w ten sposób tworzymy tożsamościowy dogmatyzm, który utrudnia komunikację, ale również zrozumienie tego, że świat się zmienia i ludzie się zmieniają. Zmiana zatrważa, bo wprowadza zachwianie równowagi (o czym niżej).
Kiedy czytamy świadomie, zadajemy sobie takie pytania i bywa, że odpowiadamy „nie wiem” albo „a może”, albo „a gdyby”. Nie chodzi o to, że mamy usprawiedliwiać złe czyny i poglądy, które do nich prowadzą. Warto przyjrzeć się perspektywie czasów i nie uprawiać literackiego kolonializmu.
Jeśli czytam świadomie, zdaję sobie sprawę, że niektóre moje przekonania o świecie mogą wynikać z lęku oraz potrzeby porządku i reguł
Warto sobie uświadomić, że jeszcze nigdy dotąd, w żadnej cywilizacji i żadnej kulturze nie opisywano i nie doświadczano w taki sposób rzeczywistości – jako pozbawionej sensu i celu sekwencji przypadkowych zdarzeń nawigowanych jakąś bezosobową, nieintencjonalną siłą. Przeciwnie (…), cała historia zachodniej kultury, podobnie jak w ogóle historia ludzkich cywilizacji, jest tak naprawdę wielkim archiwum opowieści, które przekonywały, że istnieje głęboki sens- nawet jeśli dewaluowały przy tym znaczenie jednostki i podporządkowywały ją plemieniu, wyższej prawdzie albo konieczności dziejowej.
Ucieczka od bezradności, rozdz. Bezradność wobec nieznanego, s. 241
Och, ten temat to mój konik. Bo literatura bardzo wyraźnie pokazuje, jak ludzkość próbowała wprowadzić bezpieczny porządek do niebezpiecznego chaosu rzeczywistości. Zazwyczaj po jakimś czasie nowy porządek zastępował stary i tak się to toczy do dziś dnia. Tylko że teraz nie ma jednego porządku, a setki różnych.
Niemniej jednak, mimo nowych wyzwań technologicznych, wiele w naturze ludzkiej się nie zmieniło. To dlatego mity greckie, tragedie antyczne, dramaty Shakespeare’a czy Becketta są wciąż i wciąż czytane i pokazywane na scenach. Czytając świadomie te teksty, ale również i bardziej współczesne, mierzymy się z tymi pytaniami i odnosimy je do naszej rzeczywistości. Widzimy też, że nie istnieje jeden niezmienny system tłumaczący świat. Bo nawet wielowiekowe religie są naznaczone zmianą w swoim tłumaczeniu świata (wie o tym każdy historyk religii).
Teorie spiskowe są atrakcyjne, bo dają poczucie bezpieczeństwa przez to, że tłumaczą świat. Nawet jeśli wychodzi na to, że rządzi nim klika masonów, to przynajmniej znamy wroga, wiemy, skąd mogą paść strzały i możemy się na nie przygotować. A jeśli ciągle musimy się odwracać, śledzić każdy poruszający się listek, we wszystkim widząc zagrożenie – w końcu możemy postradać zmysły. (Swoją drogą – tzw. obłąkanie bywa strategią przetrwania wobec zdarzeń, których człowiek nie jest w stanie znieść).
Jeśli czytam świadomie, wiem, że konflikt powinno rozwiązywać się najpierw rozmową i nie rzutuję na swojego rozmówcę własnych projekcji
W 2015 roku Erika Christakis, wykładowczyni Silman College na Uniwersytecie Yale, w mailu wysłanym do studentów wyraziła sceptycyzm wobec postulatu, aby w związku ze zbliżającymi się obchodami Halloween władze uczelni odgórnie przygotowały listę strojów, jakich studentom pod żadnym pozorem nie wolno na tę okazję założyć. (…) Christakis odpisała bardzo spokojnie, rzeczowo i kulturalnie, że znacznie bardziej adekwatne wydaje się jej, aby to sami studenci w otwartej debacie doszli ze sobą do konsensusu. (…) Erikę Christakis publicznie poparł jej mąż Nicholas, sprawujący wówczas funkcję dyrektora Sillman College. (…) Tę obronę argumentowali (…): otwarta debata, konfrontacja punktów widzenia, doświadczeń, a przede wszystkim argumentów jest podstawowym elementem formacji w demokratycznej wspólnocie. A przy okazji – jedyną znaną praktyką, która uczy współodpowiedzialności, empatii, funkcjonowania w różnorodnym społeczeństwie, otwartości na innego. Pozwala spojrzeć na siebie z cudzej perspektywy, wydobywa z egoizmu, uświadamia, że inni ludzie mają osobne umysły, emocje, cele, pragnienia i marzenia.
Ucieczka od bezradności, rozdz. Bezradność wobec (własnej) przemocy, s. 249-251
Świadome czytanie różnorodnej literatury, nawet takiej, z którą nie zawsze nam po drodze, pozwala nam w sposób bezpieczny dla siebie i innych poznać różną od naszej perspektywę. Bohater może nas wkurzać, irytować, możemy rzucać książką o ścianę, ale nikomu tym krzywdy nie zrobimy. Z jednym zastrzeżeniem – nie chodzi o to, żeby przeczytać i się podenerwować. Warto zadawać sobie pytania: co konkretnie mnie zirytowało? jakie słowa wywołały we mnie te emocje? czy gdyby powiedział to inny bohater, zareagowałabym inaczej? co bym mu chciała powiedzieć?
Wtedy właśnie uczymy się „współodpowiedzialności, empatii, funkcjonowania w różnorodnym społeczeństwie, otwartości na innego”. Dlatego tak bardzo chciałabym, żeby przy omawianiu lektur (jakichkolwiek, nie tylko z klasyki) nauczyciele od najmłodszych lat pozwalali uczniom na to, by tekst im się nie podobał, ale dopytywali dlaczego i zachęcali do formułowania myśli w sposób nieobrażający. To naprawdę przekłada się na rzeczywistą komunikację z innymi.
Czytając świadomie, mamy możliwość przyjrzenia się, jak różne wybory i postawy wpływają na bieg rzeczywistości oraz nabieramy dystansu do własnych osądów i intencji
Lekcję, którą daje nam tutaj Dostojewski (…) [mowa o Notatkach z podziemia z 1864 roku, á propos – czy skoro Dostojewski krytykował Polaków, to możemy posługiwać się przykładami z jego książek? – dop. A.S-S.] można streścić w kilku napomnieniach: podchodź do swoich pragnień i fantazji z ostrożnością; przyglądaj się nieufnie własnym czystym intencjom; miej się na baczności, realizując wzniosłe cele. Nie pamiętamy dziś o tym, przez co pogrążamy się w niebezpiecznej iluzji: w przekonaniu, że jesteśmy czyści, wolni od przemocy, dążący wyłącznie do najwyższych wartości i szczytnych celów.
Ucieczka od bezradności, rozdz. Ucieczka od bezradności, s. 322.
Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono… Myślę, że lepiej pozbywać się iluzji własnej nieomylności i czystości przez świadome czytanie niż udział w stanfordzkim eksperymencie więziennym lub przez doświadczenie wojny.
Dlatego po myśli „ja bym tak nie zrobiła”, kiedy osądzamy bohatera, warto zadać sobie przewrotne pytanie: co musiałoby się stać, żebym ja tak zrobiła?
Podsumowaniem tego, czym jest świadome czytanie i po co jest nam ono potrzebne, niech będzie cytat z innej książki:
Badać to, jak czytamy, znaczy badać, jak działa nasz umysł – jak sprawdza, czy dane twierdzenie jest prawdziwe, jak zachowuje się w stosunku do innego umysłu (to jest umysłu autora) ponad czasem i przestrzenią. Oto nasze główne zajęcie: będziemy obserwować samych siebie podczas lektury (próbowali odtworzyć, co czuliśmy przed chwilą, gdy czytaliśmy). Czemu mielibyśmy to robić? Ano, ta część umysłu, która czyta opowiadanie, jest zarazem częścią czytającą świat – może nas zwodzić, ale możemy ją trenować, żeby była sprawniejsza; można ją zaniedbać, a wtedy staniemy się bardziej podatni na wpływy lenistwa, agresji, materializmu, lecz można ją też reanimować i wówczas przemieni nas ona w dociekliwszych, ciekawszych, uważniejszych czytelników rzeczywistości.
George Saunders, “Kąpiel w stawie podczas deszczu”, Kraków 2022, s. 16-17.
Jeśli zainteresował Cię temat świadomego czytania, zapraszam do lektury moich artykułów, które podlinkowałam w tekście.
Chcesz wiedzieć więcej o Szkole Świadomego Czytania?